środa, 23 marca 2016

Rozdział 13


Docieram do szkoły spóźniona, więc postanawiam nie iść na pierwszą lekcję, która niedługo się kończy. Siadam na dużym parapecie pod klasą od biologii i wpatruję się w przejeżdżające drogą samochody. Słyszę kroki na korytarzu. Pewnie ktoś spóźnił się, tak samo jak ja. Nie ma to jak wpadka pierwszego dnia szkoły. Dźwięk butów odbijających się od płytek, którymi wyłożona jest podłoga, urywa się niedaleko mnie, więc odwracam głowę w celu sprawdzenia kto to. Ethan opiera się o ścianę na przeciwko mnie, wpatrzony w obraz za oknem.
- Cześć - mówi wolno i ponuro. Mam wrażenie, że najchętniej zignorowałby mnie.
- Hej - odpowiadam i spuszczam wzrok na podłogę, gdy jego czarne oczy spoczywają na mojej osobie.
- Wagary pierwszego dnia szkoły. W dodatku nowej szkoły. Brawo Tarver - mówi z ironicznym uśmiechem, co przypomina mi zachowanie Matta. Serio? Muszę spotykać samych dupków?
- Jak widać, nie ja jedna nie poszłam na pierwszą lekcje - warczę z zaciśniętą miną.
- Ostra. Lubie takie - mówi, oblizując dolną wargę, a ja czuje gorąco na moich policzkach. Świetnie.
- Kretyn - prycham i zeskakuję z parapetu z zamiarem udania się do łazienki. Jak najdalej od niego.
- Też cię lubię, słońce! - krzyczy za mną. Nie odwracając się wyciągam do niego rękę, pokazując środkowy palec. Szkoda, że nie umiem bronić się tak przed blondynem, który robi ze mną co chce.
Ku mojej uldze toaleta jest pusta. Staję przed lustrem i myję ręce, gdy czuję wibracje w kieszeni moich spodni. Wyjmuję telefon i przeklinam, gdy prawie wyślizguje się z moich mokrych rąk. Mama pisze, że przyjedzie po mnie po lekcjach i żebym czekała na parkingu.
Lekcje mijają mi zadziwiająco szybko. Coraz lepiej dogaduję się z Emily i jedyne co mnie niepokoi, to zachowanie jej brata, który przez cały dzień rzucał mi dziwne spojrzenia. Mama tak jak obiecała czeka pod szkoła, gdy z niej wychodzę. Żegnam się z rudowłosą i zmierzam w jej kierunku.
- Hej, jak tam? - pyta, gdy wsiadam do auta.
- Spoko, Emily, dziewczyna, z którą wyszłam ze szkoły jest naprawdę fajna. A jak w pracy?
- Jak zwykle niezadowoleni klienci - wzdycha, przekręcając kluczyki w stacyjce.
Reszta drogi do domu mija nam na rozmowie o wszystkim i o niczym. W domu czeka już Josh z Daisy, co wydaje się podejrzane, ponieważ Josh zazwyczaj wraca wieczorem.
- Dobra, to teraz, dlaczego jesteście tak wcześnie w domu? - pytam, gdy jesteśmy wszyscy w kuchni.
- Dziadkowie przyjeżdżają - wykrzykuje czterolatka, podskakując na krześle. Widać, że bardzo się cieszy, czego nie można powiedzieć o dorosłych. Unoszę brew, rzucając mamie pytające spojrzenie.
- Matt, będzie na tej kolacji - tłumaczy Josh - To nie może skończyć się dobrze. Ostatnio widzieli się... dwa lata temu? Nie skończyło się to tak, jak wymarzyli sobie rodzice.
- A on... wie? - pytam niepewnie. Moja mama kiwa przecząco głową i spogląda na swojego narzeczonego, a później wraca spojrzeniem do mnie.
- Pomyśleliśmy, że może ty mogłabyś mu to przekazać - słyszę i otwieram usta, żeby zaprzeczyć - Proszę, kochanie!
- To chyba nie jest najlepszy pomysł... bo my się trochę posprzeczaliśmy - próbuję się wykręcić.
- Dobra, idę do niego - odpuszcza Josh i wychodzi z pomieszczenia,
- Pomóc ci w czymś? - pytam mamę - W ogóle, to o której mają przyjechać?
- O osiemnastej. Jedzenie zamówiliśmy w restauracji, więc możesz iść się przygotować.
Robię to co sugeruje i gdy jestem u szczytu schodów, słyszę krzyk z pokoju Matta. Zamykam się w swoim pokoju, ale wszystko tu słychać.
- Matt, ogarnij się, to twoi rodzice! Chyba potrafisz wytrzymać dwie godziny w ich towarzystwie, bez żadnej awantury! - pierwszy raz słyszę, jak Josh krzyczy.
- Pierdol się! Nie będę udawał ich idealnego synka, bo to ty nim przecież jesteś, a ja tylko pieprzonym artystą, który niczego w życiu nie osiągnie! - krzyczy chłopak, a później słychać huk rozbijanego szkła. Wzdrygam się i siadam powoli na łóżku.
- Uspokój się! Nie musisz słuchać tego, co o tobie gadają! Zjesz kolacje, a później będziesz miał od nich spokój! - tłumaczy starszy z braci. Matt, chyba się w końcu odpuszcza, ponieważ już nic nie słychać.

***

- Jak w przedszkolu Daisy? - zadaje pytanie Edward, siwy mężczyzna ubrany w elegancki garnitur.
- Super! Mam pełno przyjaciół i ciągle się bawimy, a nasza pani jest najlepsza! - ekscytuje się blondynka, a jej dziadkowie uśmiechają się miło. Nie wyglądają na takich, jak opisał ich Josh i szczerze, to nie wyobrażam sobie jak mogą krytykować młodszego syna. Ten za to nie odzywa się od początku kolacji. Siedzimy obok siebie, po mojej drugiej stronie znajduje się czterolatka. Na przeciwko siebie mam mamę i panią Wood, a na szczytach siedzi Edward i Josh.
- A co u ciebie Matthew? - pyta jego mama i to jest pierwszy raz, gdy ktoś używa jego pełnego imienia. Chłopak zaciska rękę na siedzeniu krzesła, co widzę tylko ja, ponieważ innym zasłania to stół. Jej ton jest wyniosły, gdy dodaje - Kiedy wracasz na te swoje studia?
- Za miesiąc - odpowiada spokojnie, ale wiem, że powstrzymuje się od wybuchu. Nie dziwię się mu, ponieważ ton w jakim zwraca się Barbara jest szyderczy, a wszystko to dopełnia krzywy uśmiech jaki mu posyła.
- Nie wiem co ty widzisz w tym malarstwie, chłopcze. Poszedłbyś na normalne studia jak twój brat, ale nie, ty się musisz bawić w malarza.
- Tato - próbuje, go powstrzymać Josh.
- Taka prawda synu - mówi Edward, popijając wino z kieliszka, jakby nie obrażał właśnie własnego syna. Niespodziewanie czuję na swojej dłoni drugą dłoń. Matt splata nasze palce i zaciska niemal boleśnie. Serce bije mi zdecydowanie szybciej, a ja próbuję się pozbyć tej niechcianej reakcji - Gdyby, tylko chciał, to mogę mu załatwić miejsce na innym kierunku. Matthew pomyśl o tym, bo jestem pewny, że twoja praca, nie zapewni ci standardów do jakich jesteś przyzwyczajony. I nie myśl, że gdy przybiegniesz do mnie po pieniądze, to je dostaniesz. Twój wybór. Więc? - pada pytanie, a w pomieszczeniu zapada cisza, dopóki blondyn nie wybucha.
- Mam gdzieś wasze pierdolone pieniądze i wolałby mieszkać pod mostem, niż o cokolwiek ciebie prosić. Nikt ci nie każe się ze mną spotykać, więc miej sobie tego jednego idealnego synka, a mnie zostaw w spokoju! Rozumiesz? Wszyscy się ode mnie odpieprzcie! - puszcza moją dłoń i wstaje, przewracając krzesło. Wybiega z pokoju, a Daisy zaczyna płakać na kolanach mojej mamy.
- Musieliście? - pyta Josh i zakrywa twarz rękoma.









Notka od autorki:
No i mamy rodzinną kłótnie. Podoba mi się ten rozdział, więc liczę na komentarze... albo chociaż jeden? Uhh... tak w ogóle, to tydzień wolnego od szkoły! Kto się cieszy? Trochę za wcześnie, ale następny rozdział pojawi się już po, więc chciałbym złożyć wszystkim Wesołych świąt! 
Do następnego :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz