środa, 27 stycznia 2016

Rozdział 5


- A może ta? - mama pokazuje mi czerwoną sukienkę na ramiączka, sięgającą do kolan.
- Nie. Mówiłam ci żebyś szukała ciemnej - odpowiadam.
- Ciągle tylko ten czarny i szary. Rose założyłabyś w końcu coś kolorowego - marudzi mama. Jesteśmy w centrum handlowym już dobre kilka godzin i ciągle nie mogę się zdecydować, jaką kupić. Zdążyłam wybrać już dwie pary spodni i czarne trampki, ale celem było zdobycie sukienki.
- Tak w ogóle to zauważyłam, że dobrze dogadujesz się z Mattem, nie? - posyła mi ciekawskie spojrzenie.
- Mhm, jest spoko - odpowiadam, oglądając czarną, wąską sukienkę do połowy ud - Dlaczego pytasz?
- Tak po prostu, ta jest ładna, idź przymierzyć - ruszam do kabiny i słyszę - Wydaje mi się, że się polubiliście, cieszy mnie to, że się z nim dogadujesz. W końcu teraz jest naszą rodziną, tak jakby - rodziną, która... znowu przypomina mi się sytuacja z łazienki, ale odpędzam ją od siebie.
- I jak? - wychodzę z przebieralni, pytając mamę i przeglądam się w sklepowym lustrze.
- Kupujemy! - uśmiecha się.
- Dobra to idę się przebrać i idziemy do kasy.
Po powrocie proponuję mamie, że zastąpię ją w robieniu kolacji. Postanawiam przygotować domową pizzę, ponieważ wiem, że wychodzi mi ona najlepiej. Gdy wyciągam z lodówki wszystkie składniki do kuchni wchodzi Matt.
- Co robisz? Umiesz gotować?- pyta i zagląda mi przez ramię, gdy wsypuje do miski składniki potrzebne na ciasto.
- Jakbym nie umiała, to bym chyba nie robiła, co? - uderzam go w rękę, gdy sięga po kawałek sera i go zjada.- Ej!- robi smutną minkę, lecz po chwili nie wytrzymuje i gardłowo się śmieje
- Pomóc ci? - słyszę i patrzę na niego powątpiewająco - No dalej, trochę umiem, jestem studentem i mieszkam sam, więc muszę sobie gotować - tłumaczy - Po drugie mogę pokroić paprykę, jeśli mi nie ufasz. Tego chyba nie da się zepsuć? - szczerzy się, bo wie że wygrał, po czym odwraca się i wyciąga deskę z szafki.
Siedzimy cicho i każdy robi swoje, gdy słyszę cichy syk.
- Tego chyba nie da się zepsuć? - przedrzeźniam go, gdy widzę, jak z jego palca wskazującego kapie czerwona ciecz - Chodź tu - posłusznie robi co każę. Odkręcam kran i wkładam mu rękę pod wodę.
Zostawiam go i idę po wodę utlenioną do łazienki. Gdy wracam siedzi na krześle i podnosi na mnie wzrok. Czekam, aż poda mi rękę, ale on wpatruje się tylko w moją twarz.
- Podasz mi w końcu tą rękę? - pytam i gdy to robi, przemywam mu rozcięcie. Gdy się odwracam, czuję jak para rąk obejmuje mnie od tyłu i większe ciało przylega do moich pleców - Co ty robisz?
- Dziękuję za uratowanie mi życia. Myślałaś może o zawodzie lekarza? Albo pielęgniarki. Byłoby ci do twarzy w białym fartuchu - słyszę za sobą jego śmiech i ciepły oddech, który owiewa moją szyję, na co drżę. Mając nadzieję, że tego nie zauważył, wyswobadzam się z jego uścisku i wracam do kończenia dania.
- Ej no co jest? Chyba się na mnie nie obraziłaś? Rose, przecież tylko żartowałem - w jego głosie słychać autentyczne zmartwienie, gdy stoi obok, opierając się biodrem o blat.
- Nie, nie obraziłam się - postanawiam odpuścić i posyłam mu lekki uśmiech, który odwzajemnia.
Jest już późny wieczór, gdy siedzę przy biurku, pisząc z Patrickiem na laptopie. Słyszę śmiechy z pokoju obok, ponieważ do blondyna przyszedł Andy i Lucas. Cieszę się, że nie ma z nimi trzeciego chłopaka, którego poznałam w lodziarni. Nie polubiłam go. Grają chyba w jakąś grę na konsoli, bo ciągle słyszę ich pokrzykiwania. Nagle dobiega do mnie ciche pukanie i w drzwiach pojawia Andy.
- Hej, co tak sama siedzisz? Chodź do nas - uśmiecha się i wstaję, podążając za nim do pokoju obok. Krzywię się na rozsypane na stoliku chipsy i puszki po piwie, walające się po podłodze. W środku całego bałaganu siedzi Matt wraz z czarnowłosym, trzymając joysticki. Siadamy na łóżku i obserwujemy ostatnie minuty meczu i pewną porażkę blondyna.
- Cześć Rose - cicho wita się ze mną Lucas i posyła uśmiech chłopakowi obok mnie, który go odwzajemnia. Matt podaje mi puszkę, którą odstawiam na stolik, na co unosi lewą brew do góry - No dalej mała, to tylko jedno piwo - przewracam oczami na określenie, jakim mnie obdarzył i kiwam głową na nie. Odpuszcza sobie i siada na krześle przy biurku.
- Więc co robimy? Może jakiś film - proponuje swoim piskliwym głosem Andy.
- Najlepiej jakiś horror - słyszę, na co otwieram szeroko oczy i słyszę jęk, chłopaka siedzącego na podłodze. Już wiem, że nie tylko ja jedna, nie lubię ich oglądać.
- A nie możemy czegoś innego? - pyta i rzuca proszące spojrzenie Andy'emu. Ten patrzy na niego chwile i odwraca wzrok na Matta, który wzdycha i kiwa głową. Czarnowłosy oddycha z ulgą, tak samo jak ja.
- Więc, komedia? - pyta właściciel pokoju i wpisuje coś w przeglądarkę na laptopie - Rose mogłabyś przynieść jakieś przekąski, proszę - patrzy na mnie a w jego prawym policzku pojawia się dołeczek.
Wracam do pokoju z tacą, obładowaną paczkami chipsów i popcornu. Odkładam wszystko na stolik i przesypuję do pustych misek. Matt podłącza laptopa do telewizora, żebyśmy mogli obejrzeć na większym ekranie, a pozostała dwójka siedzi po jednej stronie łóżka i rozmawiają. Gdy wszystko jest gotowe, rozkładamy się obok chłopaków i film się rozpoczyna. W połowie seansu walczę ze zmęczeniem ale czuję, że oczy powoli mi się zamykają i po chwili zasypiam.







Cześć! Mam ferie, a rozdział wstawiam o 8:23. To wcale nie jest wcześnie...  Aż nie wierzę, że to już piąty rozdział! Na szczęście napisałam trochę kolejnych części, więc wstawiać będę co tydzień, bo wątpię, że jak wrócę do szkoły, to będę miała czas na pisanie. No ale cóż, trzeba się edukować ;) Zapraszam do czytania i oczywiście komentowania!




środa, 20 stycznia 2016

Rozdział 4


Następnego dnia przy śniadaniu, Matt zachowuje się tak, jakby wydarzenie z poprzedniego dnia nie miało miejsca. Możliwe, że jest to spowodowane stanem w jakim się znajdował. Nie mam pojęcia ile wypił, ale mam nadzieję, że wystarczająco, aby o niczym nie pamiętać. Przez cały poranek siedzę cicho i omijam go wzrokiem. Na moje nieszczęście mama zauważa, że jestem bardziej milcząca, niż zwykle.
- Coś się stało? - patrzy na mnie pytającym wzrokiem.
- Nie - nie wiem co odpowiedzieć, ale znam moją mamę, będzie drążyć temat, dopóki jej nie odpowiem - Denerwuję się tym, że za niecały tydzień zaczyna się szkoła - wymyślam na poczekaniu.
- Ohh... nie martw się, na pewno wszystko będzie dobrze - pociesza.
- Nie bój się! - Daisy wdrapuje się na moje kolana - Ja też pierwszy raz idę do przedszkola, a ty jesteś super i bardzo ładna, i na pewno wszyscy cię polubią - przekonuje, na co posyłam jej uśmiech. Jest taka słodka i kochana.
- A ty Matt, o której wczoraj wróciłeś? - pyta Josh, a ja krztuszę się sokiem.
- Coś około północy - mówi, a ja się rumienię, gdy czuje na sobie jego wzrok.
Mama rozpoczyna rozmowę z Joshem, której już nie słucham. Jeśli pamięta, o której wrócił to powinien pamiętać również, co stało się w łazience. Mam nadzieję, że nie będzie chciał o tym rozmawiać, ponieważ wiem, że umarłabym wtedy ze wstydu. Obraz jego twarzy wykrzywionej w grymasie przyjemności pojawia mi się przed oczami, a ja natychmiast purpurowieję. Rzucam ciche, przepraszam i idę do swojego pokoju. Zabieram się za sprzątanie, aby się czymś zająć. Słyszę pukanie do drzwi, a następnie pokazuje się w nich blondyn. Uśmiecha się do mnie.
- Nie przeszkadzam? - pyta. Bardzo chcę mu odpowiedzieć, że tak ale nie mogę się na to zdobyć, więc kiwam głową, na nie - Jedziemy z Daisy do kina i przyszedłem zapytać, czy chcesz jechać z nami. W jego policzkach pokazują się dołeczki.
- Jasne - nie wiem co odpowiedzieć, więc mówię tylko tyle. To miłe, że o mnie pomyślał. Jego zły nastrój z poprzedniego dnia całkowicie zniknął i nie wydaje się być na mnie zły. Nie wspomina też nic o poprzedniej nocy, więc oddycham z ulgą, ponieważ myślałam, że przyszedł do mnie w tej sprawie.
- Jasne - powtarza za mną cicho - Wyjeżdżamy za pół godziny, bo mała chce iść wcześniej na lody - informuje i nie czekając na odpowiedź, wychodzi. Biegnę do łazienki wziąć szybki prysznic, tym razem pamiętając, żeby zabrać ze sobą ubrania. Suszę włosy i robię lekki makijaż. Gdy kończę się szykować, co zajęło mi około dwudziestu minut zabieram telefon i schodzę po schodach, odpisując na wiadomość od Patricka. Widzę jak Matt zapina pasy Daisy w jego samochodzie, więc podchodzę i siadam z przodu zakładając na nos okularu przeciwsłoneczne. Słońce świeci dziś bardzo mocno, pomimo kończących się wakacji. Wyjeżdżamy z podjazdu słuchając, jak dziewczynka opowiada o filmie, na który jedziemy. Jest tak bardzo podekscytowana, co automatycznie udziela się także mi. Matt, uśmiecha się kącikami ust, a ja cieszę się, że ma z dzieckiem taki dobry kontakt. Josh spędza z nią czas, ale głównie są to weekendy, kiedy nie pracuje. Zastanawiam się, czy brakuje jej mamy, ale szybko stwierdzam, że pewnie nie, ponieważ jej nie pamięta. Parkujemy przy lodziarni i wchodzimy do środka. Mówię im jakie lody chcę, a sama zostaję aby zająć stolik.
- Heej - najpierw słyszę, a później widzę jak w moją stronę zmierza Andy, a obok niego dwójka nieznajomych mi chłopaków.
- Cześć - odpowiadam, gdy siadają przy stoliku.
- Jesteś sama? A tak w ogóle to jest Rose chłopaki, to Ashton - wskazuje na bruneta po lewej - A ten tu, to Lucas - chłopak z czarnymi jak smoła włosami, rzuca mi nieśmiały uśmiech, który odwzajemniam.
- Ta Rose? Przecież... - mówi brunet, ale cichnie, gdy Andy posyła mu spojrzenie. Bardzo, chcę się dowiedzieć, co chciał powiedzieć, ale do stolika wraca Matt i Daisy. Dostaję swoją porcję lodów, gdy wszyscy się witają.
- Co tu robicie? - rzuca blondyn, a jego ton jednoznacznie wskazuje, że nie podoba mu się ich obecność. Brunet posyła mu wredny uśmiech.
- Z tego co wiem, do lodziarni chodzi się, żeby zjeść lody - naśmiewa się Ashton i przenosi swoje zielone oczy na mnie - Zauważyliśmy Rose i postanowiliśmy się przysiąść, nie cieszysz się?
- Ciesze - odpowiada Matt i zaciska szczękę. Nie wiem dlaczego tak się zachowują, ale muszą być o coś pokłóceni. Spoglądam na czarnowłosego, który wydaje się najspokojniejszy z ich trójki. Siedzi wlepiając wzrok w swoje ręce, leżące na stoliku.
- Spokój chłopaki - odzywa się piskliwym głosem Andy, przerywając w końcu napiętą atmosferę między nimi, na co wydają się odpuścić. Wciągają się w jakąś rozmowę o samochodach, a ja tylko udaję, że słucham, bo i tak nie zrozumiałabym o czym mowa. Myślę nad sytuacją, która miała przed chwilą miejsce. Domyślam się, że nawet jakbym zapytała blondyna, to nie otrzymałabym odpowiedzi. Co najwyżej kolejny raz, by się wkurzył.
Zostawiamy trójkę chłopaków, gdy Daisy zaczyna narzekać, że spóźnimy się na film. Andy znów daje mi uścisk, co wydaje się jego stały pożegnaniem, a reszta macha mi ręką ze swojego miejsca. Wydaje mi się, że Ashton puszcza mi oczko, ale ignoruję to, biorąc blondynkę za rękę i opuszczając pomieszczenie.

***

Rozsiadamy się na naszych miejscach, gdy rozpoczynają się reklamy. Daisy siedzi po mojej prawej, a Matt po lewej stronie. Ze względu na to, że zajmuję miejsce na środku, na moich kolanach znajduję się karton z popcornem, żeby każdy mógł do niego sięgnąć. W połowie seansu i tak zostaje on pusty, więc odkładam go na podłogę obok kubków po coli. Później wyrzucę je do kosza. Film jest typowym wytworem Disney'a, dlatego nie dziwię się, że blondyn, większą część czasu spędza stukając coś na telefonie. Czasami czuje na sobie jego spojrzenie, ale udaję, że tego nie widzę i oglądam dalej. Po skończonym seansie wracamy prosto do domu.
Chcę obudzić Daisy, gdy Matt parkuje samochód przed posiadłością. Jest już późno i zasnęła zaraz po tym jak wyjechaliśmy z centrum. Matt jednak stwoerdzami, że zaniesie ją do pokoju. Ruszam przed nim, żeby przytrzymać drzwi. Żegnamy się krótkim dobranoc i każdy, udaje się do swojego pokoju. Przeglądam internet, gdy przypomina mi się, że pojutrze jest impreza, a ja nie mam żadnej sukienki, w której mogłabym pójść. Postanawiam wyciągnąć jutro mamę na zakupy i odkładam laptopa, wchodząc pod kołdrę. Mam nadzieję, że chłopak dotrzyma obietnicy i nie zostawi mnie samej. Mam obawy, czy nie zrezygnować z wyjścia. Nie chcąc wyjść na nudziarę, postanawiam iść na nią i dobrze się bawić. Stresuję się, ponieważ to pierwsza prawdziwa impreza na jakiej będę, nie licząc zabawy urodzinowej Patricka. Znałam tam większość osób i byliśmy pod opieką jego starszej siostry. Nie było alkoholu, a zabawa skończyła się przed północą. Uśmiecham się na wspomnienie mojego przyjaciela i zamykam oczy, ponieważ zaczynają ciążyć mi ze zmęczenia.






Hej! Wstawiam rozdział wcześnie, chociaż pewnie większość jest w szkole, a ci co mają ferie jeszcze śpią. Nieważne. Zapraszam do czytania i komentowania nowego rozdziału!

środa, 13 stycznia 2016

Rozdział 3


Budzi mnie przeciągły pisk i ciężar, który na sobie czuję. Otwieram oczy i widzę nad sobą szeroki uśmiech Daisy. Zrzucam ją ze mnie na łóżko i zaczynam łaskotać, na co reaguje głośnym śmiechem. Gdy przestaję ją męczyć, zaczyna mi opowiadać o tym co robiła z Lili. Jej mama zabrała je do kina na najnowszą bajkę, oczywiście o księżniczce.
- A z wujem to już się nie przywitasz, co szkrabie? - Matt staje w drzwiach mojego pokoju. Musiały obudzić go piski dziecka, gdyż jego pokój znajduje się niedaleko mojego. Daisy szybko zeskakuje i podbiega, przytulając się do jego nóg i patrząc na niego z dołu. Blondyn udaje obrażonego, patrząc w drugą stronę, ale widzę jak kąciki ust, drgają mu w powstrzymywanym śmiechu.
- Wujkuu! Przepraszam! Przecież wiesz, że jesteś moim ulubionym wujkiem. Nie obrażaj się na mnie, noo... - marudzi mała. Matt nie chcąc by zrobiła się smutna, bierze ją na ręce i zaczyna się kręcić dokoła.
- A ty jesteś moją ulubioną bratanicą, księżniczko.
Po tym jak mała wychodzi z pokoju tłumacząc, że moja mama robi jej naleśniki, zostajemy sami. Poklepuję miejsce obok siebie, co chętnie przyjmuje, siadając na skraju łóżka.
- Jakieś plany na dziś? - pytam, na co nie słyszę odpowiedzi, ponieważ dzwoni mój telefon. Podnoszę go i widząc imię na wyświetlaczu, szybko odebrałam.
- Cześć Rose, wiem że za mną tęskniłaś, co tam u ciebie? Poznałaś już jakieś ciacho, które owinęłaś sobie wokół palca tak, że zrobi dla ciebie wszystko, a najlepiej to kupi ci jakieś wypasione auto i zapłaci za naszą wycieczkę na Malediwy? - wybucham śmiechem na potok słów wydobywający się z telefonu. Matt rzuca mi pytające spojrzenie. Zasłaniam słuchawkę i odpowiadam, że to przyjaciel.
- Cześć kochanie! Przykro mi ale muszę cię rozczarować. Nie znalazłam nikogo takiego - blondyn daje mi znać, że nie będzie przeszkadzał i wychodzi z pomieszczenia. Ma jakąś dziwną minę, ale nie myślę o tym słysząc pytanie.
- Ktoś z tobą jest?
- Nie, ugh... to znaczy tak, ale już wyszedł.
- Młoda damo, co o tak wczesnej godzinie robił w twoim pokoju jakiś osobnik płci męskiej. Tylko ja mam do tego prawo... a teraz mów kto to i czy jest ładny!
Patrick to mój najlepszy przyjaciel. Był moim sąsiadem od dzieciństwa, a że byliśmy w tym samym wieku to szybko się zaprzyjaźniliśmy. Chodziliśmy do tej samej szkoły i to głównie z jego powodu ciężko było mi wyjechać. Ale obiecaliśmy sobie, że mimo rozłąki nadal będziemy do siebie dzwonić i się odwiedzać. Porozmawiałam z nim jeszcze trochę, opowiedziałam kim jest Matt, a on mi o tym co u niego. Rozłączam się po tym, jak obiecuje mi, że niedługo się spotkamy. Schodzę na dół do salonu, gdzie na kolanach blondyna siedzi Daisy.
- Skończyłaś już rozmawiać? - pyta, gdy siadam. Patrzę na niego zdziwiona jego szorstkim tonem i zimnym spojrzeniem jakim mnie obdarza.
- Tak. Coś się stało?
- Kto to był? - kolejne pytanie.
- Mówiłam już, mój przyjaciel.
- Do każdego przyjaciela mówisz kochanie? - przepraszam, co? Coraz bardziej go nie rozumiem - Dobra zapomnij nie było pytania - dodaje po czym wstaje i wychodzi z salonu, a ja siedzę osłupiała i zastanawiam o co mu chodziło.

***

Matt do końca dnia mnie ignoruje. Nie odzywa się przy obiedzie, a na pytanie, co się stało, zadane przez Josha odwarkuje, że nic i wstaje, mówiąc że musi coś załatwić.
- Ciekawe co mu się stało - głośno zastanawia się mama.
- Pamiętacie jak mówiłem, że to ja jestem tym bardziej rozsądnym? To właśnie o to mi chodziło. Matt uważa, że rodzice zawsze traktowali mnie lepiej od niego, i że wszystko co zrobił porównywali do mnie. Wyprowadził się z domu zaraz po tym jak skończył osiemnaście lat i rzadko ich odwiedza. Jest świetnym malarzem, ale ojciec zawsze twierdził, że to nie jest coś na czym można zarobić i się utrzymywać. Chciał żeby poszedł na jakieś inne studia, ale młody zawsze miał swoje zdanie i oczywiście nie zgodził się. Jego dzisiejszy zły humor nie jest czymś nowym. Prawdę mówiąc, zastanawiałem się kiedy to nastąpi, ponieważ jego dobry humor trwał już za długo. A on, no cóż, lubi urządzać awantury i obrażać się na nic. Typowy artysta - dodał na zakończenie dla rozluźnienia atmosfery, ale to raczej nie poskutkowało. Mama kontynuuje dalszą rozmowę z Joshem, więc wstaję, rzucając przez ramię, że idę do siebie. Leżąc na łóżku i słuchając muzyki zastanawiam się nad tym co usłyszałam. Czy to ja byłam powodem jego złego humoru? Może nie lubi jak ktoś go lekceważy, a ja to właśnie zrobiłam, odbierając telefon.
Nie wiedziałam, że byłam pogrążona w myślach, aż tak długo dopóki muzyka w słuchawkach nie cichnie. Patrzę, że za oknem już dawno się ściemniło, więc biorę kosmetyczkę i udaję się do łazienki. Po krótkim prysznicu i wysuszeniu włosów orientuję się, że nie wzięłam piżam, więc owijam się białym ręcznikiem i już mam wychodzić z łazienki, gdy drzwi otwierają się i staje w nich Matt. Jego oczy błyszczą podejrzanie. Opiera się ramieniem o framugę i nie spuszcza ze mnie wzroku. Rumienię się pod naporem jego spojrzenia i przygryzam wargę, na co brązowe oczy spoczywają na moich ustach. Po stanie w jakim się znajduje, można poznać, że dopiero wrócił do domu i zdecydowanie za dużo wypił.

- Przepraszam - słyszę, a jego głos wydaje się zachrypnięty bardziej niż zwykle - Myślałem, że o tej porze już nikogo tu nie będzie - przestępuję z nogi na nogę, trzymając ręcznik, żeby mi się nie zsunął, bo chyba spaliłabym się wtedy ze wstydu.
- I tak miałam już wychodzić, więc - robię krok w stronę drzwi, ale Matt nie rusza się, dalej wpatrując się w moje ciało - Mógłbyś mnie przepuścić?

- Mhm... - mruczy, ale mimo to nadal nie robi nic, żebym mogła wyjść z łazienki. Spoglądam mu w oczy i stoimy tak, wpatrując się w siebie, gdy nagle blondyn spuszcza głowę w dół i robi miejsce, abym mogła przejść. Wypuszczam powietrze, które nieświadomie wstrzymywałam i łapiąc za kosmetyczkę wychodzę. Jestem już prawie na korytarzu, gdy coś mi mówi, żebym odwróciła się w jego stronę. Zaczynam żałować swojej decyzji, w momencie, gdy moje oczy trafiają na widok chłopaka, opierającego się o ścianę. Ma zamknięte oczy, lekko uchylone usta i rękę zaciśniętą na wybrzuszeniu w spodniach. Cichy jęk, wydobywający się z jego ust sprawia, że szybko ruszam do swojego pokoju i zatrzaskuję drzwi. Co do cholery się właśnie stało?




Czeeść ludzie! Wróciłam ze szkoły, więc wstawiam rozdział. Mam nadzieję, że się spodoba, a jeśli nie to trudno. Liczę na wasze komentarze! Do następnego :)

środa, 6 stycznia 2016

Rozdział 2


Zakrywam głowę kołdrą, mając nadzieję, że irytujący dźwięk budzika zniknie. Niestety tak się nie dzieje, więc wyłączyłam go i przeciągając się, wstaję z łóżka. Przypomina mi się, że ustawiłam go, żeby nie zaspać na zaplanowane z Mattem zwiedzanie miasta. Wstaję i wychodzę z pokoju mając nadzieję na jakiekolwiek śniadanie i nie zawodzę się, ponieważ mama zanim poszła do pracy przygotowała je i rozłożyła na stole. Myślę, że ma to związek z naszym nowym lokatorem, któremu chciała zaimponować. Biorę do ręki kromkę chleba i smaruję ją masłem, gdy słyszę kroki i do kuchni wchodzi Daisy, a za nią Matt. Oboje są już ubrani i zdaję sobie sprawę, że stoję w krótkich spodenkach i bluzce na ramiączkach, odsłaniającą brzuch, przed obcym mężczyzną. Czuję jak na moje policzki wkrada się rumieniec, gdy jego oczy zatrzymują się na moim odkrytym ciele. Mam nadzieję, że nie jestem, aż tak bardzo czerwona.
- Dzień dobry - posyła mi promienny uśmiech, który z zażenowaniem odwzajemniam i po odpowiedzeniu mu tym samym, pytam Daisy z czym zrobić jej kanapkę. Zabieram się za szykowanie herbaty i muszę stanąć na palcach by dosięgnąć do kubka, który znajduje się na najwyższej półce.
- O której przyjedzie po mnie mama Lili?
- Za jakieś pół godziny, więc musisz się pospieszyć skarbie - odwracam się by spojrzeć na małą i nie spodziewam się, że przeszywająca para brązowych oczu, będzie się we mnie intensywnie wpatrywać. Odkładam kubek i już mam zapytać Matta, czy mu coś podać, gdy nagle wstaje i zmierza do wyjścia z pomieszczenia.
- A śniadanie? Nic nie zjadłeś.
- Nie jestem głodny - słyszę jego chrypkę, która jest bardziej wyraźna niż wcześniej. To była jedyna odpowiedź jaką usłyszałam. Stwierdzam, że nie będę się przejmować jego dziwnym zachowaniem, może po prostu ma zły humor. Sprzątam po posiłku i po wysłaniu małej z mamą jej koleżanki u której ma dziś nocować, ubieram się w dżinsowe szorty z wysokim stanem oraz dopasowany top w biało-niebieskie paski. Zabieram telefon oraz okulary przeciwsłoneczne i ruszam na dół do Matta, który już gotowy stoi przy wyjściu. Ubrany jest w czarne rurki z dziurami na kolanach i białą koszulkę. Oznaki złego humoru z rana minęły i uśmiecha się teraz, tym swoim szerokim uśmiechem uwidaczniającym dołeczki, przepuszczając mnie w drzwiach i zamykając dom na klucz.
W samochodzie panuje miła atmosfera. Nie rozmawiamy dużo odkąd ruszyliśmy. Z radia wydobywają się dźwięki popularnego teraz utworu, a przez uchylone okno wpada wiatr, który daje przyjemne ochłodzenie.
- Pamiętasz jak mówiłem, że wstąpimy do mojego przyjaciela? Nie masz nic przeciwko? - zerka w moją stronę i z powrotem skupia się na drodze.
- Nie jasne, że nie. Przebywanie w domu przez ostatni miesiąc tak mnie znudziło, że mogłabym przez cały dzisiejszy dzień jeździć po domach twoich przyjaciół, byleby zobaczyć cokolwiek innego oprócz czterech ścian - zaśmiał się na moją odpowiedź, a następnie odkaszlnął, chcąc pozbyć się chrypki, która temu towarzyszyła.
- Spoko, więc najpierw Andy, później szkoła. Co jeszcze chciałabyś zobaczyć?
- Zdecydowanie najbliższe centrum handlowe i podstawowe miejsca. Nie wiem... park, kino, jakąś kawiarnię? Tak w ogóle, chodziłeś do tego liceum?
- Mhm, nie jest takie złe. Nauczyciele cisną najbardziej trzecie klasy, a ty idziesz do drugiej tak? Wszystko będzie w porządku, serio, nie denerwuj się tak - pociesza mnie, zauważając grymas na mojej twarzy. Boję się, że sobie nie poradzę. Będę sama w nowej szkole, w której pewnie wszyscy się już znają, a do tego szkoła ta ma bardzo wysoki poziom. W moim poprzednim liceum miałam dobre wyniki i wiem, że przesadzam ale taka już jestem.
- To tutaj - rozmyślając nie zauważam, jak podjechaliśmy pod ładnie wyglądającą piętrówkę. Kolega Matta musi mieć bogatych rodziców, ponieważ dom prezentował się podobnie jak ten Josha. Niepewnie ruszam za blondynem w stronę wejścia, gdzie widoczny jest brunet, wesoło machający w naszą stronę. Przyjaciele dają sobie męski uścisk i po wymianie krótkich zdań, uwaga kieruje się w moją stronę. Zagryzam wargę, czując się niezręcznie. To taki mój nerwowy nawyk. Robię to nieświadomie zawsze wtedy, gdy się stresuję.
- Hej, jestem Andy, przyjaciel tego tu debila - mówi i niespodziewanie podchodzi i mnie przytula, nie wiedząc jak zareagować, powoli odwzajemniam uścisk.
- Rose. Miło cię poznać - przedstawiam się, odsuwając się do niego. Zauważam, że przyjaciele wymieniają między sobą dziwne spojrzenie, po czym Andy odwraca się do mnie i gestem zaprasza do środka.

***

- I rozumiesz stary! Laska myślała, że jak zatańczyłem z nią raz, to będziemy już razem do końca życia - opowiada Andy dusząc się ze śmiechu - Żałuj, że nie widziałeś jej miny jak zrozumiała, że zrobiła z siebie kompletną idiotkę.
Siedzimy w pokoju chłopaka już dobrą godzinę i słuchamy jego opowiadań, przez które swoją drogą rozbolał mnie już brzuch. Matt, raz nie był przygotowany na kolejny tekst i polał się colą, którą akurat pił, a później złościł się, gdy nie mogliśmy przestać się śmiać. Moje obawy co do tego, że nie dogadam się z nimi, minęły. Mimo różnicy wieku, która nas dzieli, a były to cztery lata, to rozmawiało nam się świetnie. Andy jest podobny do mojego przyjaciela z poprzedniej szkoły, zawsze rozśmiesza towarzystwo i ciągle znajduje się w centrum uwagi, ale nie jest to irytujące jak u niektórych. Siedzimy jeszcze trochę i w końcu uznajemy, że chyba czas się zbierać. Na pożegnanie dostaję kolejny uścisk od brązowowłosego oraz zaproszenie na imprezę, która ma się odbyć już za cztery dni. Mówi, że to z okazji zakończenia wakacji i będzie tylko kilka osób, co spotyka się z powątpiewającym spojrzeniem Matta i kolejną historią jak to kiedyś zakończyło się jedno z jego "małych spotkań w gronie przyjaciół". Nie obyło się bez interwencji straży pożarnej po tym, jak ktoś postanowił zrobić ognisko.
Zapinam pasy i spogląda na blondyna, który kieruje. Przypomina mi się, że przy wczorajszej kolacji wspominał, że studiuje malarstwo.
- Mogłabym zobaczyć kiedyś twoje obrazy? - wypalam bez zastanowienia, za co zostaję obdarzona zdziwionym spojrzeniem, więc zaczynam się tłumaczyć - Po prostu przypomniałam sobie jak mówiłeś o tym Hannah i pomyślałam, że chciałabym je zobaczyć.
- Jasne, tylko jest z tym problem. Wszystko musiałem gdzieś przetrzymać na czas remontu i przyjaciel pozwolił mi to przechować na zapleczu studia, w którym pracuje. Musiałbym tylko zdobyć od niego klucze - jego ton jest nerwowy ale chyba lepiej będzie jak udam, że tego nie słyszałam.
- Studio czego?
- Tatuażu. Pracuje tam od jakiegoś roku. Menadżer, Sam, jest na tym samym roku co ja.
- Wow. Teraz jeszcze bardziej chcę zobaczyć twoje rysunki - posyła mi uśmiech, a ja jestem pod wrażeniem. Musi mieć spory talentu skoro ludzie powierzają mu swoje ciało, jako płótno.

***

Dzień spędziłam bardzo miło. Reszta podróży z Mattem minęła nam na rozmowie o wszystkim i o niczym. Dowiedziałam się co stało się z matką Daisy, o której sam Josh nie chciał rozmawiać. Podobno bardzo się kochali i nie mogli doczekać narodzin dziecka. Przy porodzie zaszły jakieś komplikacje i niestety zmarła, pozostawiając zrozpaczonego męża. Cieszyłam się, że poznałam kogoś takiego jak Matt, bo jeśli nie znajdę sobie przyjaciół, tak wiem, ogromna ze mnie optymistka, to zawsze będę mogła z nim porozmawiać i nie będę sama. Bo jak bardzo kocham moją matkę, tak nie o wszystkim można powiedzieć rodzicom. Byliśmy na dobrej drodze do przyjaźni i miałam nadzieję, że tak pozostanie.
Wieczorem przy kolacji rozmawiam z mamą na temat tego jakie kwiaty powinna wybrać na wesele. Josh z Mattem spoglądają na nas, nie odzywając się żeby nie zostać wplątanym w naszą dyskusję. Po tym jak Josh zostaje spiorunowany za zadanie pytanie, jakie znaczenie mają kwiaty, zmieniamy temat. Matt rzuca mi spojrzenie i wiem, że chce poruszyć temat imprezy. W samochodzie ustaliliśmy, że to on namówi moją mamę, żeby mnie puściła.
- W sobotę Andy organizuje spotkanie z okazji końca wakacji. Zaprosił mnie i Rose - widzę jak mama spogląda na mnie z zaciśniętymi ustami - Będą tam tylko najbliżsi przyjaciele, naprawdę.
- No nie wiem... Rose, przecież nie znasz tych ludzi - tłumaczy. W sumie to nie pomyślałam o tym wcześniej.
- Zna mnie i Andy'ego. Poza tym cały czas będzie ze mną, więc jak będziemy się nudzić to po prostu wrócimy - czuję, że mama ulegnie. Matt chyba ma dar przekonywania. Gdy mówi do kogoś tym głębokim głosem to trudno mu się sprzeciwić.
- Mamo proszę! - robię proszącą minę
- Dobra - godzi się, a ja posyłam uśmiech chłopakowi - Ale o pierwszej widzę cię w domu - zwraca się do mnie.
- Dzięki, dzięki, dzięki! - przytulam ją, a bracia wybuchają śmiechem. I jeśli po moich plecach przechodzą dreszcze na dźwięk tego bardziej ochrypłego to ignoruję je, kończąc jeść kolację.







Notka:
Czeeść! Cieszę się, że pojawiło się kilka pozytywnych komentarzy. Są one bardzo motywujące, więc bardzo za nie dziękuję. Kolejny rozdział za tydzień, więc do zobaczenia :D