czwartek, 14 lipca 2016

Rozdział 26

Rose POV:

- Więc nie jesteście parą? - rudowłosa patrzy na mnie podejrzliwie, jedząc swoje frytki. Swoją drogą, bardzo pożywne dania serwują w tym, podobno, najlepszym liceum w mieście. Przewracam oczami i potakuję niechętnie głową - Ale mieszkacie razem. I to on to zaproponował - duma sama do siebie - Musi coś do ciebie czuć! Jestem tego pewna! - wykrzykuje trochę za głośno, gdyż dziewczyny siedzące przy stoliku obok, spoglądają na nas. Uciszam ją.
- Lubi mnie - dziewczyna prycha na to stwierdzenie.
- Jasne. To musi mieć duże mieszkanie, jeśli ma zamiar zamieszkać ze wszystkimi osobami, które lubi - sarka i podnosi się, gdy dzwonek rozbrzmiewa po pomieszczeniu. Zbieram swoje rzeczy i ruszamy w stronę klasy historycznej, w której właśnie mamy mieć zajęcia. Jest to moja ostatnia lekcja, więc tym bardziej cieszę się, że jest to historia. Nauczycielka jest około czterdziestoletnią brunetką, która swoim opowiadaniem potrafi jak nikt zachęcić do słuchania.

***

- Hej! Już jestem! - krzyczę z korytarza aby Matt mnie usłyszał. Zdejmuję buty i odkładam torbę na stolik, po czym ruszam na poszukiwanie chłopaka. Spotykam go w jego pokoju. Kartki, jak i ołówki porozrzucane są wokół niego. Jest to znajomy widok, który miałam okazję już pary razy widzieć, więc domyślam się, że coś rysuje. 
- Cześć, jak w szkole? - rzuca mi przelotne spojrzenie, klepiąc miejsce obok siebie. Odpowiadam lakonicznie, bardziej zaciekawiona tym co tworzy. Podnoszę z ziemi jedną z kartek. Przedstawia ona Daisy jako księżniczkę. Uśmiecham się szeroko.
- Musisz jej to pokazać - sugeruję. Nie uzyskując odpowiedzi, spoglądam na niego. Zakłopotanie maluje się na jego twarzy.
"Nikomu nie pokazuje swoich obrazów"
Przypominają mi się słowa Josha.
- Tak myślisz? - pyta niepewnie.
- Mhm... Jeśli tylko chcesz - dodaję, aby nie wywierać na nim presji. Skanuję jego zamyśloną twarz, aż trafiam na czarną smugę na policzku. Chichoczę pod nosem, co spotyka się z niezrozumieniem z jego strony. Nie myśląc długo podnoszę dłoń, próbując zetrzeć ołówek, ale tylko pogarszam sprawę rozmazując go. 
- Nie przywitałaś się ze mną - marszczę brwi. Blondyn uśmiecha się chytrze, nadstawiając policzek. Przewracam oczami i chcę go pocałować, ale w ostatniej chwili przekręca głowę i moje wargi lądują na jego. Od razu pogłębia pocałunek, mrucząc w moje usta.
- Pierwszy raz to ty mnie pocałowałaś - szczerzy się ukazując dołeczki. Rumienię się pod jego intensywnym spojrzeniem, burcząc pod nosem, że to on mnie oszukał. Podciągam się wyżej na łóżku i opieram plecami o zagłówek. Chłopak opada obok mnie. 
- Jutro mam pierwsze zajęcia. Do końca października... - urywa, obracając się w moją stronę.
- Co do końca października? - zachęcam go, widząc jak ciężko mu to powiedzieć.
- Muszę oddać akt - nasze oczy się spotykają, a moje policzki płoną czerwienią, gdy dociera do mnie sens jego słów. Cholera, przecież zgodziłam się mu pozować - Ej, spokojnie. Mam jeszcze czas - uśmiecha się delikatnie.
- Obejrzyjmy jakiś film - wyskakuję z propozycją, jednak szybko markotnieję, gdy słyszę odpowiedź.
- Przeprasza, nie mogę. Wychodzę z kumplami - tłumaczy. Czuję się jak kretynka, gdy próbuję nie pokazać swoich emocji. Nie wiem dlaczego myślałam, że będzie chciał spędzić ze mną czas. Ma przecież swoje życie. Zła na siebie za to, że ogarnia mnie zazdrość, próbuję powstrzymać grymas zawodu. Przecież tam gdzie pójdą na pewno będzie dużo dziewczyn.
- Nic się nie stało - wymuszam uśmiech, który posyłam blondynowi. Widzę jak coś go gryzie i patrzy na mnie uważnie - Na prawdę! To tylko taka luźna propozycja. Podnoszę się, chcąc jak najszybciej być sama.
- Nadrobimy to kiedy indziej - słyszę za sobą ale nie odwracam się do niego, wychodząc na korytarz. Szybko podążam do swojego pokoju i zamykam drzwi, opierając się o nie.
Jesteś żałosna, Rose.
Do końca dnia nie unikam Matta. Byłam tylko w kuchni i w łazience. Około godziny dwudziestej, słyszę pukanie do drzwi. Domyślam się, że to Matt, więc szybko podnoszę książkę, udając że ją czytam, po czym krzyczę aby wszedł.
- Chciałem powiedzieć tylko, że już wychodzę - słyszę, więc odwracam wzrok w jego stronę. Przyglądam się jego idealnie ułożonej fryzurze. Blond kosmyki tworzą artystyczny nieład i można by pomyśleć, że nic z nimi nie robił jednak ja wiem, że musiał poświęcić dużo czasu aby tak je ułożyć.
Na sobie ma białą koszulkę, zakrytą skórzaną kurtką. Długie nogi oplatają czarne, wąskie spodnie, które wyglądają jak uszyte specjalnie dla niego. Na nogach goszczą najnowsze nike. Wygląda seksownie, szczególnie z tym jego zadziornym uśmieszkiem na twarzy gdy dostrzega, że mu się przyglądam. Płonę rumieńcem, spuszczając szybko wzrok. Słyszę jego ochrypły śmiech. Oddycham z ulgą, gdy wychodzi nie komentując mojego zachowania.
W mojej głowie zaczynają się kłębić myśli o tym, że dla kumpli by się tak nie stroił. Zamykam oczy, chcąc wyzbyć się negatywnych emocji, ale nic mi to nie daje. Wręcz przeciwnie, wyobraźnia podsuwa mi obrazy Matta całującego, przytulającego inną dziewczyną. Jęczę bezsilnie, wstając aby zabrać laptop. Klikam przycisk i już po chwili na ekranie, pojawia się głowa mojego najlepszego przyjaciela. Przez tą całą przeprowadzkę nie mieliśmy dobrego kontaktu, więc nie licząc krótkich wiadomości, mamy rozmawiać pierwszy raz od tygodnie. Oczywiście brunet wysuwa takie same wnioski, jak Emily wcześniej, że moje mieszkanie z blond księciem, nie przestał go tak nazywać. nie jest bezpodstawne. A gdy mówię mu, czego dowiedziałam się od Josha, chłopak piszczy podekscytowany. Żartuję sobie z niego, że zachowuje się jak dziewczyna.
Nadrobienie wszystkich zaległości zajęło nam parę godzin. Właściwie to za to kocham Patricka. Nigdy nie brakuje nam tematów do rozmów. Odkładam urządzenie na swoje miejsce, gdy zegar wskazuje kilka minut po północy. Jestem już umyta i przebrana w piżamę, gdy słyszę otwieranie drzwi wejściowych. Zamieram ale przypominam sobie, że to pewnie Matt wrócił z imprezy. Postanawiam sprawdzić czy wszystko jest dobrze, ale zatrzymuję się w pół kroku słysząc jak z kimś rozmawia. Moje serce zatrzymuje się po czym zaczyna bić ze zdwojoną siłą. Chyba nie przyprowadził ze sobą dziewczyny? Nie zrobiłby mi tego, prawda? Nie dowiem się tego jeśli będę tak nadal stała, więc motywuję się aby ruszyć do korytarza.
Fala ulgi zalewa moje ciało, gdy ciemnowłosy, nieznajomy chłopak, próbuje pomóc prawie nieprzytomnemu blondynowi wstać z podłogi. To tylko kolega.











Notka od autorki:
Przepraszam! Na prawdę! Nie było mnie tu tak długo, ale nie wincie mnie za to, w końcu są wakacje. Jeszcze tylko dwa rozdziały i koniec...
Do następnego!



środa, 22 czerwca 2016

Rozdział 25

Matt POV:

Otwieram drzwi prowadzące do pokoju brunetki. Robię to cicho aby jej nie obudzić, chociaż jest to bez sensu, bo właśnie po to tu przyszedłem. Dostrzegam ją wtuloną w poduszkę. Jest tylko częściowo przykryta, więc mój wzrok od razu ląduje na jej nagich nogach. Przenoszę go na twarz Rose. Jest śliczna. Jej usta są lekko uchylone, nosek zmarszczony, co sprawia, że chcę wiedzieć o czym śni. Do pełni szczęścia brakuje mi tylko widoku jej pięknych niebieskich oczu, które wydają się przewiercać mnie na wskroś. Gdy patrzy nimi w moje, mam wrażenie, że może poznać wszystkie moje tajemnice. Których nie jest tak mało. Chociaż pewnie, gdyby o nich wiedziała nie było by jej tu ze mną. Trzymała by się ode mnie najdalej jak tylko można. Gorzki uśmiech pojawia się w mojej głowie, gdy pozwalam wspomnieniem zawładnąć moimi myślami. Aby pozbyć się niechcianych obrazów, postanawiam w końcu obudzić dziewczynę. Inaczej sama się obudzi i wyjdę na nienormalnego, przyglądając się jej gdy śpi. Odbijam się od ściany, o którą się opierałem i podchodzę do łóżka. Z bliska jest jeszcze piękniejsza. Nie mogąc się powstrzymać, kucam przy niej i przejeżdżam palcem po jej policzku. Jej skóra jest taka delikatna. Sprawia, że wciąż chcę ją dotykać. I nie jest to tylko aspekt cielesny. Wystarczy mi trzymanie się za ręce, bądź przytulanie. Rzeczy, które czuję przy brunetce są dla mnie nowe. Czasami nie potrafię się w tym odnaleźć.
- Pora wstawać Rosie - szepczę, aby jej nie przestraszyć. Dziewczyna porusza się i w końcu unosi powieki. Rozgląda się nieprzytomnie po pokoju i chyba przypomina sobie, że się do mnie wprowadziła. Kolejna nowa rzecz, którą sam zainicjowałem.
- Dzień dobry - posyła mi lekki uśmiech, co odwzajemniam - Która godzina?
- Dochodzi siódma, więc musisz się zbierać skarbie - mówię i dopiero po chwili dociera do mnie jak ją nazwałem. Rzucam niepewne spojrzenie na dziewczynę. Jej twarz wyraża zdziwienie, ale szybko znika zastąpione szczerym uśmiechem. Zaraża nim mnie, więc już o chwili czuję jak w moich policzkach formują się dołeczki, których szczerze nienawidzę. Chociaż, gdy dostrzegam zachwycony wzrok blondynki, gdy je zauważa stwierdzam, że mogę jednak trochę je polubić.
Chwilę obserwuję jak krząta się po pokoju. Gdy wychodzi do łazienki, postanawiam iść do kuchni zrobić śniadanie.
Kończę robić jajecznicę, gdy dołącza do mnie Rose. Wskakuje na blat, co jest chyba jej przyzwyczajeniem i komplementuje mnie, za zrobienie nam posiłki. Jeśli za każdym razem ma zamiar to robić, to będę jej gotował do końca życia. Odwracam wzrok od patelni i przyłapuję brunetkę, na wpatrywaniu się w mój nagi tors. Sama dziewczyna nie dostrzega, że na nią patrzę. Rozpiera mnie duma, którą szybko zastępuje pożądanie, gdy zagryza swoją wargę. Pragnienie zrobienia tego samego jest zbyt silne, więc wyłączam ogień i nie patrząc na nic wpijam się w malinowe usta. Całuję dziewczynę z desperacją, która zapewne wyczuwalna jest w moim chaotycznych poczynaniach. Jestem zdesperowany jej całej.
Dopiero po kilku minutach, czuję jak zaczyna ze mną współpracować. Otwiera swoje usta, wpuszczając przy tym mój język do wnętrza. Od razu korzystam w okazji i wszystko staję się brudniejsze niż powinno. Przesuwam rękoma po jej udach, która na moją niekorzyść są dziś odziane w jeansy. Jej małe rączki, zaciskają się na moich ramionach. Przerywam, cmokając ją ostatni raz w spierzchnięte usta. Posyła mi nieśmiały uśmiech, a moje usta mimowolnie układają się do wypowiedzenia tych dwóch słów. Jednak nic z nich nie wychodzi. Przeraża mnie ich wielkość oraz obowiązek jaki się z nimi łączy. Jest też obawa przed odrzuceniem. Moje serce nie wytrzymałoby, gdyby jedyna osoba, którą zdolny byłem pokochać, nie odwzajemniała tego.
- Coś się stało? - zaniepokojony głos dziewczyny, przedziera się przez moje myśli. Jej prawa ręka gładzi mój policzek i naciska na miejsce, w którym często znajduje się dołeczek. Mimowolnie poprawia mi się humor. Kręcę głową przecząco. 
Śniadanie zjadamy w bardzo szybkim tempie, ponieważ zostało nam mało czasu do rozpoczęcia lekcji Rose. Jadąc samochodem łamię kilka przepisów, ale na szczęście nigdzie nie spotykam policji. Macham do wysiadającej brunetki i odjeżdżam z piskiem opon, aby zdążyć do studia. Jestem świadomy, że klient już pewnie na mnie czeka, i że dostanę opieprz od Sama. Mimo tego, że jesteśmy przyjaciółmi, chłopak jest też moim szefem, a swoje studio traktuje bardzo poważnie. 
Dlatego nie dziwię się, gdy rzuca mi zirytowane spojrzenie, gdy wbiegam do miejsca mojej pracy. Przepraszam chłopaka, który musiał czekać. Dziesięć minut później, jestem już w trakcie robienia kontur na jego ramieniu. Gdy kończę sprawdzam telefon, który pikał, dając znać o nowej wiadomości. Uśmiecham się jak wariat, gdy odczytuję jej treść oraz nadawcę. Sam posyła mi wszystko wiedzące spojrzenie, a ja zastanawiam się co powiedział mu Andy, Muszę później do niego zadzwonić, ale teraz skupiam się na odpisaniu Rose. 
Po pracy, kieruję się do domu mojego brata. Zostawiłem tam kilka ubrań i muszę jechać je odebrać. Przekraczając próg domu, czuję jak małe ciało z impetem wpada na mnie, przytulając się do moich nóg Unoszę dziewczynkę i daję całusa w policzek.
- Hej, księżniczko! Stęskniłaś się za ulubionym wujkiem, co? - kiwa zawzięcie głową. Postanawiam sobie, że jak tylko będę miał wolne, to gdzieś ja zabiorę. 
W kuchni spotykam Josha i Hannah. Witam się z nimi i wyciągam z lodówki sok, pijąc prosto z kartonu. Czuję karcące spojrzenie Hannah. Widocznie jej córka ma to po niej, Uśmiecham się niewinnie. 
- Chodź kochanie, pokażesz mi te obrazki, które namalowałaś w szkole - kobieta, mówi do Daisy, po czym posyła porozumiewawcze spojrzenie Joshowi. Gdy zostaję w pomieszczeniu tylko z moim bratem, unoszę pytająco brew. Zakłopotanie, maluje się na jego twarzy, co sprawia, że jestem coraz ciekawszy o co chodzi.
- Jak wam się mieszka z Rose? - pytanie opuszcza jego usta. Jestem pewien, że nie po to chce rozmawiać, jednak odpowiadam.
- Na razie dobrze. Możesz powiedzieć prosto z mostu o co chodzi? - już trochę zdenerwowany podnoszę głos.
- Co jest między wami? - no dobra. Aż takiej szczerości się nie spodziewałem. Prycham pod nosem.
- Nic. Co ma być? Lubimy się - jego spojrzenie jasno mówi, że mi nie wierzy. 
- Pokazałeś jej obrazy - spinam się, gdy słyszę to jedno zdanie. 
- Skąd o tym wiesz? - rzucam ostro, odstawiając karton na blat. Ciskam gromu w stronę brata, ponieważ po cholerę wtrąca się w moje życie.
- Rose mówiła i ja - drapie się po karku, odwracając wzrok - Umm... tak jakby wymsknęło mi się coś o psychologu? - słysząc to zaciskam pięści, próbując się uspokoić?
- Co kurwa, zrobiłeś? Ja pierdole, Josh! - zaciskam szczękę, aby nie było mnie słychać na górze.
- Nic jej nie powiedziałem. Pytała ale powiedziałem, że sam jej powiesz, jak będziesz gotowy - jego tłumaczenie się sprawia, że złość mi mija, ale zastępuje ja smutek moją popieprzoną przeszłością. 
- Ja ja kocham - wypowiadam, niespodziewanie nawet dla mnie. Słyszę jak starszy, wciąga ze świstem powietrze, zaskoczony moimi słowami. Powiedzenie tych słów głośno, wcale nie sprawiło mi trudności, a nawet rozwiało moje wcześniejsze wahania, Ja na prawdę ją kocham. Jak nigdy nikogo. Podnoszę bezradny wzrok na mężczyznę. Nie dostrzegam, tak jak się spodziewałem, złości. Jest ze mnie dumny? To chyba to, maluje się na jego twarzy. Posyła mi uśmiech, który odwzajemniam. Teraz zostało mi tylko powiedzieć te dwa słowa dziewczynie. 

Tak Rose, kocham cię. Czy ci się to podoba czy nie.






Notka od autorki:
Jeszcze tylko dwa rozdziały i prolog! Nie wierzę :D

środa, 15 czerwca 2016

Rozdział 24

Odkładam torbę na łóżko i opieram się o biurko, rozglądając dookoła siebie. Ciągle mam wątpliwości co do mieszkania tu, lecz chyba już jest za późno, ponieważ chłopak wnosi właśnie moją walizkę. Odstawia ją i podchodzi do mnie, uśmiechając się. Odwzajemniam to, ponieważ nie mogę się oprzeć jego dołeczkom. Zatrzymuje się dopiero wtedy, gdy nasze ciała są naprzeciwko. Zaczepia palcami o szlufki moich spodni i bawi się nimi. Wygląda na speszonego, co jest ciekawym widokiem, zważając na jego pewność siebie. Gdy podnosi wzrok z powrotem na moją twarz dostrzegam walkę, którą w sobie toczy. Chce o coś zapytać, ale najwidoczniej ma przed tym obawy. A co jeśli się rozmyślił i mnie tu nie chce? Panika zaczyna narastać w mojej głowie, lecz ustępuje gdy miękkie wargi blondyna napierają na moje. Jego ręce lądują na moich biodrach, a ja swoje wplatam w jasne kosmyki. Po moim ciele przechodzą dreszcze, jak zawsze gdy jest przy mnie. Napiera na mnie całym ciałem, jednak po chwili ciągnie moją dolną wargę zębami i kończy pocałunek. Opiera swoje czoło o moje, lecz ciągle ma zamknięte oczy.
- Hej, wszystko okej? - pytam cicho, nie chcąc zakłócać ciszy, która wcale mi nie przeszkadza, ale niepokoi mnie zachowanie chłopaka. Jest za cichy. Chwile milczy, po czym w końcu otwiera oczy i wpatruje się w moje. 
- Mhm - mruczy jedynie, cmokając mnie delikatnie w nos. Marszczę go, nie spodziewając się takiej pieszczoty z jego strony. Matt coraz bardziej mnie zaskakuje i to pozytywnie, więc jestem trochę skołowana. Uśmiecham się szeroko, zaciskając piąstki w jego włosach. Dopiero ochrypły jęk uświadamia mi co zrobiłam. Gorący oddech ucieka z ust chłopaka, uderzając w moją twarz. Jego rzęsy trzepocą, gdy ponawiam ruch. Jestem urzeczona reakcją jaką w nim wywołuje.
- Rosie - szepcze, a jego głos się łamie. Jego brązowe oczy wpatrzone są w moje tęczówki, gdy napiera na mnie biodrami. Wypukłość w jego spodniach, dociśnięta jest teraz do mojego ciała. Czuję satysfakcję, że to ja jestem tego powodem.
Pocałunek jakim mnie obdarza wcale nie jest powolny ani delikatny, a wręcz przeciwnie. Jest chaotyczny i pełen pożądania. Otwieram usta, gdy rękoma ściska moje pośladki, co szybko wykorzystuje wsuwając język głębiej. Gdy chłopak zostawia drobne pocałunki na mojej szyi, zaczyna do mnie docierać dokąd to wszystko zmierza. Mruczę, czując ból, gdy zasysa skórę na moim obojczyku. Przypomina mi się jego ostatni wybuch, który spowodowany był tym, że zasłoniłam malinkę.
- Matt, przestań - mówię, co nie daje rezultatów - Proszę, Matt - opycham go za ramiona.
- Coś się stało? Coś zrobiłem? - szybko wyrzuca z siebie pytania, gładząc mój policzek kciukiem. Zaprzestał jakichkolwiek czynności. Gdy odzywa się ponownie, brzmi na przerażonego - Kochanie, proszę powiedz mi.
- Nie, nie przepraszaj. Nic nie zrobiłeś, to... To ja. Ugh... ja nie jestem gotowa - spuszczam wzrok, uparcie unikając jego wzroku. Tak na prawdę byłam gotowa to zrobić, ale myśli krążące w mojej głowie, że jestem tylko zabawką, że chciał mnie u siebie, tylko dla tego... Nie mogłam tego zrobić. Jednak jego delikatny głos i to jak się przejął, trochę mnie uspokoiło.
- Wszystko w porządku, tak? Nie powinienem. Po prostu, to jak na mnie działasz... cholera - przyciąga mnie do siebie. Wtulam się w zagłębienie jego szyi, wdychając jego perfumy. Cały niepokój ze mnie ulatuje. Czuję się bezpiecznie w ramionach chłopaka, którego kocham.

***

Wzięłam prysznic i ubrałam się w moją piżamę, którą są spodenki oraz bluzka na ramiączkach. Byłam w trakcie rozpakowywania, gdy poczułam zapachy, które przypomniały mi, że od śniadania nic nie jadłam.Wchodzę do kuchni i zaglądam chłopakowi przez ramię. Dostrzegam, że smaży kawałki piersi z kurczaka. Obok leży miska z sałatą, więc domyślam się, że robi sałatkę. 
- Hej, rozpakowałaś się już?
- Prawie, chociaż przeszkodziły mi te zapachy - uśmiecham się do niego. Wskakuję na blat niedaleko i podbieram kawałek ogórka z miski - W ogóle to jestem zaskoczona.
Blondyn marszczy brwi w pytającym geście. 
- Po pierwsze, że umiesz gotować - gdy tylko to wypowiadam, zostaję spiorunowana przez brązowe tęczówki. 
- Nie wierzyłaś mi - rzuca oskarżycielsko - Pamiętasz jak chciałem ci pomóc robić pizzę? Nie pozwoliłaś mi! - wydyma wargę jak małe dziecko. 
- Kłamiesz. Kroiłeś pomidory i jeśli nie pamiętasz, to przeciąłeś sobie palec - wytykam do niego język. Marszczy uroczo brwi. 
- Tylko dlatego, że mnie rozpraszałaś - mamrocze zażenowany - Warto było, bo tak dobrze się mną później zajęłaś - mruczy sugestywnie pod nosem. Uderzam go w ramie, chociaż nie jestem zła.
- Po drugie, jestem w szoku, że robisz sałatkę. No bo to coś zdrowego. Sałata, warzywa... - wymieniam, gdy wyłącza patelnie i przekłada mięso do reszty składników. Spogląda na mnie, uśmiechając się chytrze.
- Rosie, myślisz, że takie ciało dostaje się w prezencie? - pyta i podciąga koszulkę do góry, napinając mięśnie. Chichoczę pod nosem, gdy podchodzi do mnie każąc dotknąć. Dalej się śmiejąc, przesuwam palcem po wyrzeźbionym brzuchu. Zjeżdżam palcem wzdłuż linii włosów, chowających się za bokserkami. Zabieram szybko rękę, gdy słyszę gwałtowne wciąganie powietrza. 
- Przepraszam - piszczę, pokrywając się rumieńcem. Jestem zła, że to zawsze ja powoduję takie sytuacje. Robię to nieświadomie. 
- Chodź. Zjemy i idziemy spać, bo robi się późno - posyła mi uśmiech, pomagając zejść z blatu. 
Sałatka okazuje się wyśmienita, co od razu mówię Mattowi. Rozmawiamy przez cały czas i ustalamy, że do szkoły podwiezie mnie blondyn. Zasypiam wieczorem z wielkim uśmiechem na ustach, spowodowanym przez chłopaka, który staje się dla mnie wszystkim.






Notka od autorki:
Heej! :D Jestem na prawdę pozytywnie zaskoczona ilością komentarzy pod ostatnimi rozdziałami. Woow!Do tego zbliża się trzy tysiące wyświetleń. Do końca opowiadania tylko 4 rozdziały... Aż sama w to nie wierzę. I fajnie by było gdybyście napisali czy jest sens zakładać nowego bloga i pisania kolejnego opowiadania :D
Do następnego!

środa, 8 czerwca 2016

Rozdział 23


- Jesteś tego pewna? - mama pyta po raz kolejny. Wzdycham i kiwam twierdząco głową. Josh posyła mi rozbawione spojrzenie.
- Hannah, pytasz już o to któryś raz z rzędu. Ona nie wyprowadza się do innego kraju, tylko piętnaście minut drogi stąd.
- No właśnie! Więc nie rozumiem tej całej sprawy. Równie dobrze mogłaby zostać tu - fuka, krojąc warzywa na sałatkę.
- Mamoo, proszę cię. Będę miała bliżej do szkoły - powtarzam argument, którego użył Matt gdy namawiał ją aby się zgodziła.
- Jasne, jeśli będziesz tam w ogóle chodzić. Nie myśl sobie, że nie będę tego sprawdzać - macha na mnie nożem, przerywając wykonywaną czynność. Przewracam oczami, zeskakując z blatu i całuję ją w policzek.
- Matt wraca na swoje studia, więc oboje będziemy chodzić. Nie martw się - rozbawienie słyszalne jest w moim głosie.
- To kiedy się tam przenosisz? - pyta Josh. Spoglądam na niego z uśmiechem.
- Matt ma po mnie przyjechać gdy skończy pracę - od wczoraj, studio w którym pracuje znów jest czynne.
- Cieszę się, że dogadujecie się tak dobrze. Mój brat wydaje się mniej humorzasty - śmieję się cicho, bo to nie prawda, jego zmiany nastroju ciągle są częste.
- Jadę dzisiaj z wami - niespodziewanie wtrąca się mama - Muszę zobaczyć jak daleko od siebie są wasze pokoje.
- Mamo - jęczę, płonąc rumieńcem - Wystarczająco daleko.
- W którym pokoju, będziesz spała? - pyta Josh.
- Umm... w tym obok pokoju z obrazami - odpowiadam, chrupiąc marchewkę, którą zabrałam mamie. Brak odpowiedzi skłania mnie do podniesienia wzroku - Coś nie tak?
- Nie, po prostu... - urywa, zmieszany - Byłaś w tym pokoju? - marszczę czoło, słysząc jego zakłopotany ton.
- No tak - odpowiadam prosto, oczekując wyjaśnień.
- I widziałaś jego obrazy? - kolejne pytanie wychodzi z ust mężczyzny, a jego oczy uważnie obserwują moją osobę. Mama już dawno zaprzestała czynności, przyglądając się naszej wymianie zdań.
- Mhm - mruczę coraz bardziej speszona sytuacją - Dlaczego cię to tak dziwi?
- Nigdy nie widziałem co namalował. Oprócz jego wykładowców, nikomu ich nie pokazywał. Dosłownie, nikomu. Widziałem tylko jeden obraz, który zostawił u swojego psychologa jak miał szesnaście lat - otwieram usta, po czym zamykam je na powrót nie wiedząc jak zareagować. Dlaczego więc pokazał je mi? I zaraz, co? Jakiego psychologa?
- Zapomnij o tym co powiedziałem - przerażenie, że wspomniał o czymś o czym nie powinien, maluje się na jego twarzy.
- Josh, powiedz mi - szepczę błagalnie, ale partner mamy kiwa przeczącą.
- Nie mogę, przepraszam. Lepiej będzie jak dowiesz się wszystkiego od niego.
Przetwarzając informacje o jakich się dziś dowiedziałam, udaję się do swojego pokoju. Wszystko jest już spakowane do walizki. Co mogło stać się w przeszłości chłopaka? Postanawiam sobie, że dowiem się tego za wszelką cenę.

Matt POV:

- Pamiętaj, żeby smarować tatuaż tą maścią, okej? Widzimy się za dwa tygodnie, żeby go skończyć - po pożegnaniu się z już ostatnim na dzisiaj klientem, kieruję się do miejsca, w którym znajduje się mój przyjaciel Sam, który jest właścicielem studia.
- Spadam już, cześć.
- Poczekaj - zatrzymuję się z dłonią na klamce.
- No? - ponaglam.
- Gdzie się tak spieszysz? Wyskoczymy na jakieś piwo? - rzuca propozycję, przeglądając zeszyt z zapisami.
- Sorry, stary. Nie mogę dzisiaj - podnosi swój wzrok, skanując moją twarz podejrzliwie.
- Jakaś laska? Przecież Matthew nie umawia się z dziewczynami, bo to zwykłe suki pozbawione uczuć - cytuje mnie sprzed kilku miesięcy. Uśmiecham się gorzko.
- Widocznie nie wszystkie takie są - mówię, myśląc o Rosie.
- Ty serio wpadłeś - stwierdza niedowierzająco.
- Kto wpadł? - jeszcze tego tu brakowało myślę, gdy do pomieszczenia wchodzi Patrick.
- Nasz słodki blondasek - sarka Sam.
- Co tu robisz? - kieruję pytanie do nowo przybyłego. Ten rozwala się na kanapie, która przeznaczona jest dla gości oczekujących na swoją kolej.
- Zabieram cię na imprezę.
- Co wy się zmówiliście dzisiaj? Nie mogę, okej? - zerkam na zegarek, widząc że już dawno powinienem być w drodze po dziewczynę.
- Gdzie się tak spieszysz? Rose czeka? - prycha mój przyjaciel, za co piorunuję go wzrokiem. Chłopak nic sobie z tego nie robi, wręcz przeciwnie, zaczyna opowiadać drugiemu kim jest wspomniana osoba. Gdy słyszę jak mówi, że jest seksowna, warczę w jego stronę.
- Nie wiem, czy wiesz ale nie kręcą mnie cycki - patrzy na mnie pobłażliwie.
- I tak ci obije mordę, gdy nazwiesz ją tak jeszcze raz. A teraz żegnam, spotkamy się innym razem.
- Chcę poznać kiedyś dziewczynę, której udało się dokonać cudu! - słyszę krzyk Sama, po czym drzwi studia zamykają się za mną. Spieszę się do samochodu, nie chcąc spóźnić się jeszcze bardziej. Odpalam auto myśląc o słowach mojego pracodawcy. Rosie naprawdę jest wyjątkowa. Zmienia mnie, nie mając o tym nawet bladego pojęcia.






Notka od autorki: 
Nope! Nie ma notki, bo nigdy nie wiem co w nich pisać :c

środa, 1 czerwca 2016

Rozdział 22


Matt POV:

 - Zapraszam do mojego królestwa - przepuszczam Rose w drzwiach. Dziewczyna z zaciekawieniem rozgląda się wokół siebie, po czym spogląda na mnie z głupią miną. 
- Myślałam, że jedziemy do twojego mieszkania, a nie królestwa - prycha po nosem. Podążam za jej osobą, gdy wchodzi do kolejnego pomieszczenia. Korzystając z okazji, że dziewczyna zajęta jest rozglądaniem się, przyglądam się jej sylwetce. No dobra, głównie tyłkowi. Ale to nie moja wina, że założyła taką krótką spódniczkę. Odwracam wzrok, gdy słyszę jej ciche prychnięcie. I tak wiem, że jej się to podoba. Gdy znajdujemy się w kuchni, wyciągam z lodówki sok i nalewam do dwóch szklanek. Wczoraj zrobiłem zakupy, aby móc wyprowadzić się od Josha jak najszybciej. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że Rose nie ma chłopaka. 
- Więc... dziś już śpisz u siebie, tak? - pyta, popijając swój napój. Obserwuję jak jej usta przesuwają się po krawędzi szkła. Chcę ją pocałować.
- Mhm. W sumie, to mam propozycję - wypalam bez zastanowienia, chociaż jestem pewny, że i tak bym ją o to zapytał - Wprowadź się do mnie - szok pojawia się na twarzy brunetki.
- Co? Ale... Hannah mi nie pozwoli. Po drugie, będę przeszkadzać - mówi szybko. Przewracam oczami, bo wiedziałem, że to powie.
- Nie będziesz przeszkadzać, a Hannah się nie przejmuj - zakłopotanie maluje się na jej twarzy. Przestępuje z nogi na nogę, uroczo się rumieniąc.
- Dlaczego? - ciche pytanie opuszcza jej usta. Nie umiem na nie odpowiedzieć. Nie rozumiem większości rzeczy, które czuję przy tej dziewczynie. Wiem tylko, że chcę żeby była przy mnie.
Wzruszam jedynie ramionami i odwracam się tyłem, aby nie widziała wyrazu mojej twarzy.
- To co? Mam porozmawiać z twoją mamą? - rzucam, gdy milczenie zaczyna mi przeszkadzać. Proszę, niech powie tak. Nie zniosę jej odrzucenia.
- Okej - wypowiada cichą zgodę. Uśmiech formuje się na mojej twarzy i mimo prób powstrzymania go, nie udaje mi się, Właśnie o tym mówiłem wcześniej. Dziewczyna sprawia, że pierwszy raz jestem tak naprawdę szczęśliwy.
- A teraz chodź - wyciągam do niej rękę, do której po chwili wahania dołącza swoją. Prowadzę ją przez korytarz.
- Gdzie idziemy?
- Miałem ci coś pokazać - otwieram pomieszczenie, do którego nigdy wcześniej nikogo nie wpuszczałem - Chyba nie myślałaś, że chodziło tylko o moje mieszkanie?
Rose już nic więcej nie mówi, więc gdy słyszę znajomy dźwięk otwieranego zamka, popycham drzwi do pokoju. Z uwagą obserwuję każdą, najdrobniejszą reakcję dziewczyny.
W duchu cieszę się jak małe dziecko, gdy szok pomieszany z podziwem, pojawia się na jej twarzy. Obawy, które chciały powstrzymać mnie przed ujawnieniem tego przed kimś, znikły. Brunetka, rzuca mi spojrzenie, po czym szybko wraca do oglądania obrazów.
- Są piękne - szepcze, jakby bała się odezwać głośniej. Nienawidzę dostawać pochwał, ale z jej ust mógłbym słuchać ich ciągle. Nie tylko ich, ale także wielu innych rzeczy. Byleby tylko do mnie mówiła. Kocham jej delikatny głos.
Z zamyślenia, wyrywają mnie kroki dziewczyny, która zmierza do kolejnej sztalugi. Moje serce przyspiesza tępo, gdy orientuję się co znajduje się na płótnie. Przymykam oczy, oczekując jej reakcji, którą okazuje się głośne nabranie powietrza.
- Kiedy to namalowałeś? - zadaje pytanie, studiując każdy szczegół obrazu.
Przypominam sobie całą sytuację.
- Gdy na ciebie nakrzyczałem, wtedy jak pytałaś co mi jest. Umm... potem nie chciałaś mnie wpuścić do pokoju. Słyszałem jak płaczesz i nie pozwoliłaś mi się przeprosić. Byłem na siebie tak bardzo zły, a malowanie jest czymś co pozwala mi pozbyć się uczuć, przelać je na papier - gdy kończę swój wywód, unoszę wzrok, który utkwiony miałem w podłodze. Niebieskie oczy spotykają moje i jestem pewny, że mógłbym w nich utonąć. Są one podejrzanie zeszklone. Powiedziałem coś nie tak? Przyzwyczaiłem się do tego, że zawsze muszę wszystko zepsuć.


Rose POV:

W mojej głowie, panuje istny mętlik. Dlaczego chłopak chce, żebym z nim zamieszkała? Dlaczego pokazuje mi to wszystko, dlaczego mnie namalował? Chcę zadać mu te wszystkie pytania, ale boję się, że gdy tylko to zrobię to wszystko zniknie. Zniknie jego miła strona, a pojawi się ta wredna, złośliwa. Cóż, kocham je obie. Uświadomiłam to sobie, gdy zobaczyłam te wszystkie obrazy. Mimo, iż nie jestem osobą, która zna się na sztucę mogę stwierdzić, że są one wspaniałe. Tak jak ich autor, który wpatruje się teraz we mnie przenikliwie. Najbardziej jednak poruszył mnie obraz, przedstawiający mnie. Był niemal identyczny i tu pojawia się kolejne pytanie. Jak Matt mógł narysować mnie z taką dokładnością, nie mając żadnego wzoru. Niemożliwe, żeby malując mnie z pamięci, mógł zawrzeć każdy najmniejszy szczegół.
W kącie pokoju zauważam jeszcze jedno płótno, ale jest ono obrócone tyłem, więc nie wiem co się na nim znajduje. Jakaś część mnie podpowiada mi abym to sprawdziła, więc zrywając nasz kontakt wzrokowy i podążam w jego stronę. Rzucam mu niepewne spojrzenie. Waham się gdy dostrzegam w jego oczach konsternację. Nie słysząc jednak sprzeciwu, sięgam po obiekt moich myśli i obracam w swoją stronę.
Dzieło przedstawia małego chłopczyka, może mieć około siedmiu lat. Siedzi skulony pośrodku dużego łóżka, zasłaniając uszy swoimi małymi rączkami. Jego oczy są zaciśnięte. Sprawia wrażenie przestraszonego dziecka, które chce odciąć się od świata, który go otacza. Z niewiadomych dla mnie powodów, obraz wywołuje we mnie smutek, który powoli ogarnia całe moje ciało. Obracam się w stronę Matta, który teraz stoi kawałek za mną. Jego wzrok utkwiony jest, ponad moim ramieniem. Wtedy to do mnie dociera. Chłopiec z obrazu, to Matt. Gdy nasze oczy spotykają się po raz kolejny tego dnia, dostrzegam ból w jego tęczówkach. Mam ochotę zabrać od niego całe cierpienie. Wszystko co sprawiło, że to małe dziecko czuło się smutne bądź niechciane,powinno za to zapłacić. Bo chłopak, który na początku wydawał się rozpieszczonym przez życie bachorem, teraz ukazuje mi swoją drugą twarz. Twarz osoby skrzywdzonej przez życie.







Notka od autora:
Dziś jest w terminie :P
Nie wierzę, ale do końca tego opowiadania zostało już tylko 6 rozdziałów!
Do końca szkoły już tylko 16 dni! Kto się cieszy tak jak ja? :D

środa, 25 maja 2016

Rozdział 21


- Mhm... tak - odpowiadam monotonnie do słuchawki. Od przeszło dwudziestu minut moja przyjaciółka opowiada mi o chłopaku, z którym idzie dziś na randkę. Wszystko co mówi wpuszczam jednym uchem, a wypuszczam drugim. Emily zdaje się to nie przeszkadzać, ponieważ już dawno musiała to zauważyć ale nie zaprzestaje monologu. Moje myśli krążą wokół wyprowadzki blondyna. Wczoraj, nieco ponad tydzień po mojej randce z Ethanem, przez który nie rozmawialiśmy w ogóle, oświadczył przy kolacji, że jego mieszkanie jest już skończone i dziś wraca do siebie. Przez resztę kolacji unikał mojego wzroku, a ja nie mam pojęcia o co mu chodzi. Ostatnie kilka dni cały czas znikał i czasami nie wracał na noc. Próbowałam odrzucić od siebie scenariusze o tym, że znalazł sobie dziewczynę, cóż albo pieprzy przypadkowe.
- Co się dzieje? - pytanie wyrywa mnie z zamyślenia. Dopiero po chwili uświadamiam sobie o co zapytała rudowłosa. Poprawiam się na kuchennym blacie, na którym usiadłam, gdy zorientowałam się że rozmowa nie będzie krótka.
- Nic. Co ma się dziać? - próbuje udawać, ale nigdy nie potrafiłam za dobrze kłamać, co potwierdza westchnienie dochodzące z drugiej strony słuchawki.
- Rosie, proszę cię. Wiesz, że jesteś beznadziejna w udawaniu, więc powiedz mi co się stało - w jej głosie pojawia się nutka upartości, która zwiastuje, że nie odpuści dopóki wszystkiego się nie dowie.
- Emm, nie chcę o tym... muszę kończyć. Pa! - urywam rozmowę, gdy mój wzrok krzyżuje się z brązem. Blondyn chwilę na mnie patrzy, po czym podchodzi obok miejsca, w którym siedzę i wyjmuje z lodówki jogurt. Moje policzki pokrywają się rumieńcem, gdy przenikliwy wzrok ląduje na moich nagich udach. Złym pomysłem było założenie spódniczki.
- Podasz łyżeczkę? - prosi, uprzednio odchrząkując. Jego ochrypły głos wysyła ciarki wzdłuż mojego kręgosłupa. A może to sprawka tego, że to pierwsze słowa od dawna wypowiedziane z ust blondyna, które skierowane były bezpośrednio do mnie. Sięgam do szuflady i podaję mu przedmiot, posyłając mu przy tym uśmiech. Nie chcę żeby wyprowadził się, gdy będziemy pokłóceni. Nie chcę tracić z nim kontaktu. Już sama świadomość, że nie będziemy się widzieć codziennie sprawia mi ból.
- Z kim rozmawiałaś? - słyszę ciche pytanie. Brzmi nieśmiało, przez co chwile zajmuje mi przetworzenie jego słów.
- Z Emily.
- To siostra twojego chłopaka, tak? - słyszę i krztuszę się śliną. Po chwili wybucham śmiechem, ponieważ wszystko zaczyna mi się układać w całość. Matt nie rozmawiał ze mną, ponieważ myślał, że chodzę z Ethanem. A to oznacza, że jest zazdrosny!
- Dlaczego miałbyś pomyśleć, że z nim jestem? - pytam, gdy dostrzegam nic nie rozumiejący wzrok blondyna.
- Byłaś z nim na randce! Więc, nie jesteście razem? - jego głos brzmi oskarżycielsko, ale jednocześnie ulga maluje się na jego twarzy, gdy kiwam twierdząco głową. Przypatruję się jak urzeczona, gdy uśmiech formuje się na jego twarzy. Nie mogąc się powstrzymać dźgam palcem dołeczek w jego policzku. Zamieram, gdy w jednej chwili chłopak znajduje się pomiędzy moimi nogami, a jego oddech uderza w moją twarz. Czerwień na mojej twarzy pogłębia się pod jego bacznym wzrokiem.
- Uwielbiam, gdy się tak rumienisz - wypowiada słowa, jednocześnie gładząc kciukiem mój policzek. Nieświadomie przygryzam wargę, którą uwalnia swoim palcem. Moje oczy zjeżdżają na jego pełne usta i nie kontrolując swoich czynów wplatam palce w blond kosmyki i napieram swoimi wargami na jego. Matt, pomimo chwilowego szoku, oddaje pocałunek, sunąc rękoma po moich udach, podwijając spódniczkę do góry. Gdy ściska jedno z nich, moje usta opuszcza cichy jęk, który brązowooki szybko wykorzystuje, pogłębiając pocałunek. Im dłużej to wszystko trwa, tym bardziej niechlujny się on staje. Zdaję sobie sprawę z tego, że moje usta są już prawdopodobnie czerwone i opuchnięte, ale za nic nie chcę kończyć tego momentu.
Damski pisk wyrywa nas z transu w jakim się znajdowaliśmy. Matt odskakuje ode mnie, gwałtownie się obracając. Wzrok mojej mamy zjeżdżą w dół i dopiero, gdy blondyn poprawia mi szybko spódniczkę, orientuje się jaki widok zastali Hannah i Josh. Moje uszy niemiłosiernie płoną, gdy słyszę niepewny głos Josha.
- Wy... znaczy bo... - urywa nie wiedząc jak kontynuować. Niepewnie podnoszę wzrok do góry, przygotowując się na zawód w oczach mamy, lecz go tam nie dostrzegam. Wręcz przeciwnie, uśmiecha się ona delikatnie i puszcza mi oczko, gdy krzyżuje z nią wzrok. Jestem już kompletnie zagubiona.
- Następnym razem, powstrzymajcie się zanim nie będziecie w waszych pokojach, okej? - słychać rozbawienie w jej głosie.
- Mamo... skąd ty?
- Ohh,.. kochanie. Matki wiedzą wszystko - unoszę lewą brew i rzucam szybkie spojrzenie Mattowi.
- Co wiedzą? - pyta zdezorientowany Josh, patrząc po wszystkich.
- Nie tylko na ciebie działa urok rodziny Tarver braciszku - mówi blondyn, czym wprawia wszystkich w osłupienie. Śmieje się pod nosem, po czym niespodziewanie, ciągnie mnie za rękę. Wymijamy moją mamę i Josha. Posłusznie idę za chłopakiem, który kieruje się do wyjścia.
Zakrywam oczy przed oślepiającymi promieniami słońca, gdy opuszczamy dom. Zmierzamy w kierunku auta.
- Umm... Matt? Gdzie jedziemy? - pytam niepewnie, bo wciąż nie wiem, co znaczyły słowa, które powiedział w kuchni. Czy chodziło mu o to, że się we mnie zauroczył? Przechodzi mi przez głowę i na twarzy, wykwita niekontrolowany uśmiech.
- Pamiętasz jak mi kiedyś obiecałaś, że gdzieś ze mną pojedziesz? - patrzę na niego, nie przypominając sobie - Po kolacji z moimi rodzicami - tłumaczy, lecz jego głos drży na wzmiankę o staruszkach.
- Mhm, teraz sobie przypominam - posyłam mu uśmiech, żeby zapomniał o nieudanym wieczorze.
- Wsiadaj - otwiera przede mną drzwi i puszcza mi oczko. Parskam cicho na jego niecodzienne zachowanie.
Po chwili mkniemy już ulicami miasta. Dwudziestolatek, nie chciał mi zdradzić dokąd zmierzamy, więc zastanawiam się gdzie może mnie zabrać. Cisza zaczyna mi odrobinę przeszkadzać.
- Dzisiaj wracasz do siebie, tak? - przypominam sobie, że już nie będę go widywała tak często. Chłopak, korzystając z okazji, że stoimy na światłach, patrzy na mnie z niezidentyfikowaną miną. Denerwuje mnie to, że czasami nie mogę rozszyfrować jego uczuć. Cóż, trochę częściej niż czasami.
- Tak - krótka odpowiedź opuszcza jego usta. Samochód rusza, gdy ktoś z tyłu na nas trąbi.
- Mogę zapytać, gdzie tak właściwie mieszkasz? - pytam, gdy uświadamiam sobie, że tak naprawdę nie mam pojęcia, gdzie znajduje się jego mieszkanie.
- Zaraz zobaczysz - wzdycha - Nie potrafisz bawić się w niespodzianki - marszczy zabawnie nos, wydymając dolną wargę. Wygląda wtedy słodko, więc wpatruję się w niego nieświadomie. Przerywa mi ciche chrząknięcie. Szybko odwracam głowę, aby nie zauważył moich czerwonych policzków.
- Jedziemy do ciebie? - czuję wahanie czy zgodzenie się, aby z nim pojechać jest dobrym pomysłem.
- Dokładnie to przed chwilą powiedziałem, Rosie - tłumaczy i zagryza wargę, by się nie zaśmiać.
Fukam pod nosem i postanawiam więcej się nie odzywać. Po paru minutach, słyszę zachrypnięty głos.
- Chyba się nie obraziłaś, co? - nie odpowiadam - No dalej, księżniczko. Nie bądź taka - znów nic - Dobra, co mam zrobić, żebyś się odezwała?
- Stawiasz mi lody - wytykam na niego język.
- Chciałabyś - wiem, że tylko się ze mną przekomarza, więc postanawiam to ciągnąć.
- Proszę - robię do niego słodkie oczka, które zawsze działają na moją mamę, gdy czegoś chcę.
- Dobra ale coś za coś! - uśmiecha się szczerze, pokazując swoje dołeczki - Będziesz mi pozować.
- I tylko tyle? Nie ma spr...
- Do aktu - dodaje, a ja zamieram. Spoglądam na niego przerażona.
- Co? Nie - odmawiam, chociaż wiem, że jestem już skończona.
- Za późno! Już się zgodziłaś.
- Nienawidzę cię - syczę w jego stronę, co spotyka się z głośnym śmiechem jasnowłosego.
- A ja cię uwielbiam - mówi cicho, tak jakby nie chciał, żebym to usłyszała. Ale usłyszałam i przełykam głośno ślinę, bo cholera.









Notka od autorki:
Ostatnio nie było rozdziału, ponieważ nie miałam czasu usiąść przed laptopem, za co przepraszam! Taka przerwa była mi chyba potrzebna, ponieważ komentarze jakie dostałam, są dowodem na to, że ktoś to w ogóle czyta. Naprawdę podnosi mnie to na duchu, ponieważ już dawno przestało mi się podobać to opowiadanie. Do końca zostało już tylko siedem rozdziałów! Uwierzycie? Bo ja ciągle pamiętam wahania, czy opublikować to co udaje mi się napisać.
Do następnego! I jeszcze raz przepraszam osoby, które czekały ;)

środa, 11 maja 2016

Rozdział 20


Matt POV:

Kolejna już, dzisiejszego dnia kartka, ląduje na podłodze Wyciągam czystą i przywołuję w myślach obraz Rose. Jej piękny uśmiech, który chciałbym ciągle widzieć, i którego chciałbym być sprawcą. Następnie oczy. Najpiękniejszy odcień błękitu, którego nie potrafię opisać. Nie mam nawet do czego go porównać, ponieważ jest niepowtarzalny.
Biel nowej kartki, powoli zostaję zastąpiona szkicami brunetki. Zaprzestaję swoich ruchów i ciskam szkicownik na drugą stronę pokoju. Po pomieszczenia rozchodzi się hałas, w momencie jego zderzenia ze ścianą. Jestem wściekły, że nie potrafię przelać moich uczuć do niej na papier. Nie potrafię odzwierciedlić jej idealnej urody. Warczę pod nosem, zaciskając pięści. Ołówek, o którym zapomniałem, a który znajdował się w mojej dłoni łamie się na dwie części. W mojej głowie od niecałej godziny szaleje istna burza. Mam ochotę rozwalić wszystko, co spotkam na swojej drodze. W głowie pojawiają mi się obrazy mojej Rosie z tym... Widzę jak ją obejmuje, trzyma za rękę, całuje! Zaciskam szczękę i mimowolnie, po moim policzku spływa łza. Śmieję się z siebie w duchu. Czego ja się spodziewałem? Że po tym jak ją traktowałem, ona zechce ze mną być? Że się we mnie zakocha? Przecież jestem, tylko chłopakiem, który myśli, że ma talent. A tak naprawdę nie potrafi nic.
Beznadziejny. Do niczego. Beztalencie. Życiowa porażka. 
Określenia, które słyszałem przez całe swoje życie, odbijają mi się echem w głowie. Mieliście racje! Jesteście z siebie zadowoleni? Mam ochotę zadzwonić do swoich rodziców i im to wykrzyczeć. Powiedzieć jak bardzo ich nienawidzę. Jak okropnymi osobami są. Ludzie tacy jak oni nie powinni mieć dzieci. Jako mały chłopiec, zawsze czekałem, aż przyjdą do nie i mnie przytulą. Ale to nigdy się nie działo. Przez całe swoje życie nie usłyszałem od nikogo tych dwóch słów. Słów, który tak desperacko potrzebuje.
Nikt cię nigdy nie pokocha. Nie becz, tylko się postaraj. Jesteś takim okropnym dzieckiem. Z twoim bratem nigdy nie było problemów. a ty co? 
Zawsze byłem tym gorszym synem. Nie mam tego za złe Joshowi. On mnie wspierał. Pocieszał, gdy jako dziesięciolatek, ojciec zbił mnie, za to że dostałem złą ocenę. Wtedy jeszcze miał nadzieję, że pójdę w ich ślady.
Jesteś obrzydliwy. Przynosisz wstyd naszej rodzinie. Lepiej by było, gdybyś nigdy się nie urodził.
W wieku piętnastu lat, takie teksty były na porządku dziennym. Za każdy sprzeciw rodzicom, zostawałem karany. Widziałem ból w oczach Josha, gdy nie mógł nic zrobić. Gdy po wszystkim, przychodził do mnie i przepraszał. Za to, że mi nie pomógł. Nie byłem na niego zły.
Jako szesnastolatek, zacząłem się ciąć. Tak, jestem cholernie słaby. Nie wytrzymywałem, ciągłej krytyki. Teraz okropnie tego żałuję. szczególnie, że za każdym razem, gdy patrzę w lustro widzę blizny. Całe moje uda pokryte są cienkimi liniami, które już na zawsze będą mi przypominać cały ból. Już tego nie robię. Nie miałem żyletki w dłoni, od kiedy obiecałem to bratu. Nigdy nie zapomnę przerażenia w jego oczach, gdy znalazł mnie w łazience. Nie chcę, żeby cierpiał. Tylko ja, na to zasługuję. Nigdy nikt mnie nie pokocha. Jestem obrzydliwy. Dlaczego tak krucha i delikatna osoba jak Rose, miałaby być z kimś tak popieprzonym jak ja?
Nie zdaję sobie sprawy, że jestem pogrążony w rozmyślaniu tak długo, dopóki nie słyszę pukania w drzwi. Odchrząkuję chcąc pozbyć się chrypki.
- Tak? - mam nadzieję, że nikt tu nie wejdzie. Nie teraz.
- Zejdź na dół. Zrobiłam już kolację - informuje mnie Hannah.
- Nie jestem głodny.
- Na pewno?
- Tak - odpowiadam, chcąc żeby już stąd poszła.
I gdy słyszę stukot jej obcasów, znów pogrążam się w swoich myślach.

***

Rose POV:

Stoję niezręcznie pod moim domem, unikając wzroku Ethana. Powoli dociera do mnie powaga sytuacji. On chciał mnie pocałować. Brat mojej przyjaciółki chciał mnie pocałować. Mój kolega chciał mnie pocałować. A ja mu na to nie pozwoliłam. Czekam na jego reakcję, która jak na złość nie nadchodzi. Powoli podnoszę głowę i spoglądam na jego twarz. Chce mi się płakać, gdy dostrzegam grymas zawodu.
- Przepraszam - szepczę, ponieważ czuję się winna.
- Nie przepraszaj, proszę. To ja powinienem - odpowiada szybko, pocierając swój kark - Rozumiem, to pierwsza randka. Nie całujesz się na pierwszym spotkaniu. To zrozumiałe - kiwa głową.
- Nie, Ethan to nie o to chodzi. Ja nic do ciebie nie czuję - mówię, zdając sobie sprawę z tego, że cały czas myślałam o blondynie. Nieświadomie porównywałam ich w każdej chwili. Nie chcę zranić chłopaka, dlatego wolę to wyjaśnić już teraz.
- Umm... okej - odpowiada i jego głos się załamuje. Patrzy na mnie jeszcze chwile po czym przeklina cicho, gwałtownie się obracając i odchodzi.
 Wpatruję się w jego znikającą za zakrętem sylwetkę. Jestem na siebie zła, że w ogóle zgodziłam się na tą całą randkę, wiedząc że nic do niego nie czuję. Zrezygnowana otwieram drzwi i wchodzę do domu. W korytarzu panuje niczym niezmącona cisza, więc, gdy stawiam kolejne kroki, dźwięk rozchodzi się po pomieszczeniu. W salonie spotykam mamę i Josha. Nie zauważają mnie, oglądając jakiś film. Głowa Hannah spoczywa na ramieniu jej partnera, który ją obejmuje. Na mojej twarzy niekontrolowanie pojawia się uśmiech, ponieważ zdaję sobie sprawę z tego, że Josh jest najlepszym co mogło spotkać moją rodzicielkę. Po cichu przemykam na górę i zatrzymuję się przed swoim pokojem, słysząc muzykę z pokoju obok. Korci mnie aby pójść do blondyna, ale miałam trzymać się od niego z daleka, a przebywając w jego towarzystwie zakochuje się coraz bardziej. Za każdym razem dostrzegam kolejne małe rzeczy, które tak bezgranicznie uwielbiam.






Notka od autorki:
Mamy historię Matta. Kto tak jak ja nienawidzi takich rodziców?